Niemcy: strajk pracowników sezonowych
- Dział: Zagranica

W ostatnich tygodniach niemieckie media opisują skandaliczne warunki pracy pracowników z Europy Wschodniej. Publikujemy artykuł, opisujący sytuację około 150 pracowników i pracownic sezonowych z Rumunii, którym pomagała nasza siostrzana organizacja związkowa Freie Arbeiterinnen- und Arbeiter-Union (FAU).
Większość pracowników sezonowych przyleciała do Niemiec specjalnymi lotami czarterowymi pomiędzy 15 i 19 kwietnia, a więc już w trakcie epidemii i ograniczeń w przemieszczaniu się. Mniejsza grupa przebywała w Bornheim od stycznia 2020 i posiadała kontrakty do września 2020, co nie kwalifikowało ich jako pracowników sezonowych (jak zaznaczono w artykule, ta grupa miała zapewnioną stawkę godzinową, w odróżnieniu od pracowników sezonowych opłacanych od ilości zebranych plonów). Na farmie pracowało (obecnie nie mamy informacji czy pracują tam nadal) kilka (5-7) osób z Polski. W odróżnieniu od Rumunów i Rumunek, Polacy pracowali jako kierowcy i operatorzy maszyn i nie mieli na co dzień kontaktu ze zbieraczami i zbieraczkami.
Praca zorganizowana była w systemie akordowym i opłacana według ilości zebranych owoców i warzyw. W przeliczeniu na godzinę zarobki miały wynosić 9,35 EURO za godzinę przy pracy 40 godzin tygodniowo lub więcej w razie potrzeby (czas pracy przy zbiorach to na ogół 10 godzin dziennie, sześć dni w tygodniu). Narzucone przez pracodawcę wysokie normy sprawiły, że w przeliczeniu na godziny stawka była de facto niższa od dopuszczalnego minimum. Od pracowników pobrano również pieniądze za przelot w jedną stronę (po zbiorach mieli zapłacić ponownie za lot powrotny). Od zarobków potrącano im również koszty zakwaterowania i wyżywienia (o czym wiedzieli decydując się na przyjazd, spodziewali się jednak wyższych zarobków).
Akcja protestacyjna zaczęła się 15 maja z inicjatywy samych pracowników i pracownic sezonowych, które bez żadnego zewnętrznego wsparcia odmówili pracy, przystępując tym samym do dzikiego strajku i domagając się wypłaty przysługujących pełnych stawek. Sprawą zainteresowała się lokalna rozgłośnia radiowa. Za jej pośrednictwem o wszystkim dowiedziały się osoby z FAU w Bonn, które pojechały na miejsce z zapasami wody i żywności dla protestujących. Od początku natrafiono na problemy w komunikacji, spośród zgromadzonych jedynie dwie osoby mówiły po niemiecku, a znajomość innych języków obcych była znikoma. Wśród członkiń i członków oraz sympatyków i sympatyczek FAU znalazły się jednak osoby znające język rumuński. Zorganizowano też wsparcie prawne, a wizyty na farmie stały się regularne.
Firma Spargel Ritter początkowo odmawiała zapłaty, w końcu jednak pod naciskiem zdecydowała się zapłacić pełną należność. Z trudnych do wyjaśnienia przyczyn podzielono jednak pracowników i pracownice na podgrupy, które – w celu dokonania transakcji – zaczęto wywozić w nieokreślone miejsce. Oferowane sumy w dalszym ciągu pozostawały niższe od zapowiedzianych. Przy tej okazji firma starała się też wymusić podpisanie zrzeczenia się dalszych roszczeń, pracownicy i pracownice jednak odmawiali.
Zbiory nie zostały dokończone i przekazano je innej firmie. Spośród poszkodowanych pracowników około 50 osób zostało w okolicy Bornheim, znajdując pracę na innych farmach. Członkowie i członkinie FAU towarzyszyły im w spotkaniach na kolejnych farmach, pomagając ocenić panujące tam warunki i oferty oraz pośredniczyły w negocjowaniu stawek, upewniając się że są one dopuszczalne. Około 25 osób wyjechało do prac sezonowych w Belgii. Część wróciła do Rumunii, z niektórymi nie udało się zachować kontaktu.
Warto zaznaczyć, że dla FAU była to nowa sytuacja, na którą związek – nie mając doświadczenia w sektorze rolnictwa – nie był przygotowany. Impulsem do podjęcia działań była wspomniana informacja nadana w lokalnym radio. W wyniku opisanych działań, 85 osób zapisało się do związku i – niezależnie od miejsca pobytu – planują pozostać w kontakcie. Związek przygotował materiały informacyjne w języku rumuńskim przeznaczone do dystrybucji wśród pracowników i pracownic sezonowych. Nie należy wykluczać, że organizacja pracowników rolnych rozszerzy się na inne gospodarstwa.
Strajk w Spargel Ritter: Demonstracja przed kontenerami 18 maja
W piątek 15 maja część z 250 pracowników sezonowych firmy Spargel Ritter w Bornheim (Nadrenia-Westfalia) odeszła od pracy przy zbiorach szparagów i truskawek informując o tym lokalną prasę. Zarząd firmy wezwał policję, ale próba zastraszenia pracowników nie powiodła się. Strajk odbił się szerokim echem w mediach.
Pracownicy i pracownice są wściekli, ponieważ zamiast obiecanych 1500 do 2000 Euro wynagrodzenia zapłacono im między 100 a 250, i zakwaterowano w nieludzkich warunkach w obozie kontenerów, położonym w „idyllicznej lokalizacji” - na najtańszym gruncie pomiędzy cmentarzem i oczyszczalnią ścieków. W odpowiedzi na strajk zagrożono im natychmiastowym zerwaniem umów i wyrzuceniem z pomieszczeń noclegowych.
Firma Spargel Ritter jest od 1 marca, a według innych źródeł już od stycznia, w stanie niewypłacalności, obecnie reprezentuje ją kancelaria adwokacka Andreas Schulte-Beckhausen z Bonn. W kwietniu firma zatrudniła zagranicznych i niemieckich pracowników sezonowych nie informując ich o niewypłacalności firmy. Najwidoczniej administratorzy masy upadłościowej wykorzystują wszystkie środki, aby firmę uczynić atrakcyjną dla nowego inwestora.
Protest był kontynuowany w poniedziałek 18 maja, kiedy odbyła się demonstracja przed obozem kontenerów zorganizowana przez anarchosyndykalistyczny związek zawodowy FAU. Uczestniczyło w niej około 200 osób. Protest rozpoczął się od przepełnionych wściekłością przemówień pracownic sprzeciwiających się dotykającemu ich wyzyskowi. Następnie zgromadzeni przeszli do pobliskiego magazynu firmy, w którym miano wypłacić pracownikom zaległe wynagrodzenia. Tam czekała na nich policja i agresywni ochroniarze. Szybko stało się jasne, że strategia administratorów masy upadłościowej polega na skonfliktowaniu pracowników i nastawieniu ich przeciwko sobie nawzajem: jednym wypłacono 600 Euro, innym tylko 50 albo 70. Dopiero interwencja policji pozwoliła wyegzekwować od ochroniarzy, by prawnik wezwany przez FAU mógł być obecny podczas wypłat.
Izolacja pracowników migrujących oznacza na ogół, że ich wyzysk jest ignorowany, jednak sprawa Bornheim wywołała sensację w całym kraju. Poniedziałek był trudnym dniem, jak informował FAU Bonn na Twitterze: „Ponury dzień dobiega końca. Nawet jeśli wynik nie jest satysfakcjonujący: fakt, że płace w wysokości kilkuset euro zostały w ogóle wypłacone, jest paniczną reakcją wroga klasowego. Jutro druga runda.”
We wtorek robotnicy rolni i osoby, które się z nimi solidaryzują, spotkali się na kolejnej demonstracji, tym razem w centrum Bonn, przed biurem administratora masy upadłościowej firmy. Stamtąd przeszli do rumuńskiego konsulatu generalnego, gdzie przyjęto delegację dziesięciu pracowników. Konsul wezwał robotników do zachowania spokoju i roztropności oraz do powrotu do miejsca zakwaterowania. Tam mieli czekać na wyniki rozmów pomiędzy konsulem i rumuńską minister pracy, Violetą Alexandru, która w tym czasie przebywała w Berlinie na zaproszenie niemieckiej minister rolnictwa Julii Klöckner. Jej drugim przystankiem po Berlinie było Bonn, gdzie miała się spotkać ze stowarzyszeniem rolników.
Minister rzeczywiście pojawiła się w środę w kwaterach protestujących pracowników. Po długiej rozmowie z pracownikami rumuńskimi - do której nie dopuszczono przedstawicieli związku - oświadczyła, że „wszystko jest uregulowane”: administrator masy upadłościowej zapewnił ją, że wypłaty zostaną zrealizowane, a jej ministerstwo zorganizuje pracownikom powrót do Rumunii lub, w porozumieniu z niemieckim stowarzyszeniem rolników, bezpłatną zmianę na pracę w innym gospodarstwie.
Po jej odjeździe autobusy zabrały dziesięcioosobowe grupy pracowników w nieznane miejsce w celu wypłaty zaległych wynagrodzeń. Osoby wspierające strajkujących były w stanie wraz z pracownikami wyegzekwować, aby adwokat i tłumacz byli obecni przy dokonywaniu płatności, pod warunkiem oddania telefonów komórkowych.
Ponieważ nie można było ufać tej wątpliwej procedurze, demonstranci pojechali autobusami do „nieznanych miejsc”, czemu próbowała zapobiec wyraźnie zdezorientowana policja. Doszło do absurdalnego pościgu w westernowym stylu wśród upraw truskawek, dopóki autobusy nie zatrzymały się na jakimś polu i w palącym słońcu płace zostały wypłacone. Prawnik dopilnował, aby pracownicy nie podpisali wypowiedzeń, a wielu dało mu prawo do sądowej oceny roszczeń o wynagrodzenie. W środę wieczorem FAU uznało, że cel minimalny został osiągnięty.
Systematyczny podział
Fakt, że nie wszyscy pracownicy z Rumunii i tylko nieliczni z Polski wzięli udział w strajku, wynika z polityki dzielenia zatrudnionych za pomocą różnych umów. Pracownicy posiadający umowy do września (a nie tylko do czerwca) i mamieni obietnicą wyższych wynagrodzeń, widzieli w strajku zagrożenie dla swoich umów o pracę i krytykowali powstałe niepokoje.
Oprócz zagranicznych pracowników sezonowych od końca kwietnia zatrudniono około 200 pracowników pomocniczych z Niemiec. Jak powiedział nam jeden pracownik z tej grupy, jest to określane jako „zespół niemiecki”, mimo, że ludzie ci pochodzą z całego świata, a tylko mieszkają w Niemczech. Jest to bardzo zróżnicowana grupa - młodzi ludzie, którzy odpowiedzieli na wezwanie, aby pomóc „naszym” rolnikom, żeby zbiory się nie zmarnowały, oraz ludzie, którzy po prostu potrzebują pieniędzy z powodu krótkotrwałego zatrudnienia lub bezrobocia. W przeciwieństwie do robotników z Europy Wschodniej nie pracują na akord, ale za wynagrodzenie czasowe, i otrzymują o kilka centów więcej niż płaca minimalna (9,35 EUR), co wprowadza rasistowskie zróżnicowanie. Jest tak oczywiście także dlatego, że niedoświadczeni pomocnicy z Niemiec nie byliby w stanie osiągnąć tempa pracy takiego, jak bardziej doświadczeni pracownicy z Europy Wschodniej.
Podczas pracy „niemieckie” i „rumuńskie” kolumny - zgodnie z rasistowskim językiem szefów i kierowców - są ściśle oddzielone w tunelach truskawek, ale wpadają na siebie po przekazaniu pełnych pudeł. Jednak komunikacja zwykle kończy się niepowodzeniem z powodu bariery językowej. W piątek zauważono, że brakuje kolumn „rumuńskich”, ale dopiero w sobotę w „niemieckim zespole” rozeszła się wieść, że ich koledzy i koleżanki strajkują. Po tym, jak niemieccy pracownicy kontynuowali pracę w sobotę i poniedziałek, we wtorek zostali odesłani do domu, ponieważ sytuacja była zbyt napięta.
W ostatnich tygodniach mnożyły się doniesienia o podłych warunkach pracy i życia pracowników rolnych i robotników w niemieckich rzeźniach. Głównym powodem są nieludzkie warunki, na które narażeni są pracownicy, a które w obecnej sytuacji epidemii są jeszcze groźniejsze z powodu braku ochrony przed infekcjami. Nie dziwi więc fakt, że podczas gdy Niemcy świętują niską liczbę przypadków koronawirusa, infekcje wybuchają właśnie w miejscach, w których ludzie żyją i pracują w szczególnie prekarnych warunkach. Przykładem takich skandalicznych warunków jest zakwaterowanie dla uchodźców w Sankt Augustin, rzeźnia w Dissen i śmierć rumuńskiego pracownika rolnego w Badenii-Wirtembergii.
Dziki strajk, z którego wiele możemy się nauczyć
Rumuńscy robotnicy rolni początkowo byli pozostawieni sami sobie. Na ich wezwanie zareagowały solidarne grupy lewicowe - przede wszystkim FAU. A co zrobił główny związek w rolnictwie IG BAU? A federacja związkowa DGB? Posłowie do Landtagu? Nic! Mimo braku pieniędzy, niewielkich zasobów i problemach z tłumaczeniem FAU Bonn zdołało wesprzeć pracowników na każdym kroku – to doskonały przykład konkretnej solidarności.
Ta walka pokazuje przede wszystkim, że niezorganizowani pracownicy zatrudnieni na prekarnych warunkach również mogą się bronić. To doświadczenie dodaje odwagi na przyszłość. Dopiero okaże się, czy ci, którzy zostali teraz skierowani do innych gospodarstw za pośrednictwem stowarzyszenia rolników, nie rozprzestrzenią wirusa. W Rumunii wszystkie główne gazety codzienne informowały o strajku w Bornheim. Również to może zwiększyć pewność siebie i aspiracje pracowników sezonowych.
W czasach kryzysu wywołanego koronawirusem ryzyko infekcji czyni przedmiotem publicznej debaty liczne społeczne skargi, które były przyczyną katastrofalnej sytuacji pracowników już przed epidemią, ale przez lata pozostawały ukryte. Oczywiste jest, że w sytuacji kryzysowej obciążenia i utrudnienia są najpierw identyfikowane indywidualnie. Ale w rozmaitych sektorach zachodzą obecnie mikroprocesy oporu, które z łatwością mogą przekształcić się w zbiorowe walki. W niektórych przypadkach występują one razem, w innych istnieje wiele barier, takich jak podziały i hierarchie, które należy przełamać.
autorzy:
Alice Claire, aktywistka z Kolonii, działa w Beyond Europe
Christian Frings, aktywista, autor i tłumacz
John Malamatinas, niezależny dziennikarz z Berlina, Brukseli i Tessalonik
tłumaczenie: Maria Dębińska
Niniejszy tekst został pierwotnie opublikowany na stronie www.wirkommen.akweb.de