Fala strajków wstrząsa Europą
- Dział: Publicystyka
Oświadczenie Transnational Social Strike z 5 października 2025
3 października Włochy zostały sparaliżowane przez strajk generalny – przeciwko ludobójstwu w Gazie i w solidarności z Globalną Flotyllą Sumud. Mimo że władze zakazały strajku poprzedniego wieczoru, wzięło w nim udział około 60% pracowników. Na ulice wyszły dwa miliony ludzi w ponad stu miastach. Szkoły i uniwersytety zostały zamknięte, transport stanął, funkcjonowanie administracji publicznej zostało przerwane. W wielu zakładach metalurgicznych udział w strajku wyniósł od 80% do 100%. Dzień wcześniej za to w całym kraju okupowane były szkoły i uniwersytety, a setki pielęgniarek i lekarzy zdecydowały się zorganizować pikiety przed szpitalami. W obliczu „Dekretu bezpieczeństwa” rządu Meloni – penalizującego blokowanie dróg i okupację infrastruktury logistycznej – ludzie zdecydowali się zablokować nie tylko autostrady i stacje kolejowe, ale cały kraj.
Zapowiedzią tego dnia była już ogromna frekwencja podczas strajku 22 września oraz ogólna presja ze strony zgromadzeń pracowniczych w fabrykach, magazynach, szkołach i szpitalach, domagających się od związków zawodowych podjęcia działań. Było już jasne, że coś się dzieje, gdy tysiące ludzi przybyło do portu w Genui, aby przekazać żywność na statki Flotylli, a by eskortować jej wypłynięcie 30 sierpnia, z miasta do portu przemaszerowało pięćdziesiąt tysięcy osób. Robotnicy portowi z Genui ogłosili: „jeśli Flotylla zostanie zatrzymana, zablokujemy wszystko”. Wyrazili tą deklaracją poczucie pilności, które stało się już powszechne: że naprawdę trzeba coś zrobić, by powstrzymać ludobójstwo; że nieznośne poczucie braku alternatywy dla zbrojeń, ofiar, bomb i głodu nie jest definitywne; że autorytaryzmowi dzisiejszych przywódców można się przeciwstawić.
Od tego czasu ruch sprzeciwu wobec wojny stał się widoczny i przyjął strajk za swoje hasło przewodnie. Dwa dni strajków generalnych były momentami synchronizacji, ale proces mobilizacji zachodził codziennie, przekraczając granice przynależności związkowej. Pracownicy w ramach tego ruchu wzywają do solidarności z Palestyną i odmawiają udziału w ludobójstwie. Ale kwestionują znacznie więcej: całą logikę, zgodnie z którą przygotowania do wojny wymagają podporządkowania i poświęcenia; przekonanie, że pieniądze muszą być wydawane na broń; nawyk poświęcania ludzkich żyć i głodzenia ludzi, aby kapitał – w „rivierze Gazy” jak i gdzie indziej – mógł się rozwijać; rząd Meloni, który chce spacyfikować społeczeństwo rasistowskimi i patriarchalnymi hasłami; oraz przekonanie, że nie ma alternatywy dla europejskich przywódców, którzy dyskutują o „murach z dronów” i przygotowują się do eskalacji.
Jeszcze niedawno idea strajku przeciwko wojnie wydawała się jedynie symbolem możliwej przyszłości, czymś trudnym nawet do pomyślenia. Dziś zaś widzimy, że jest on nie tylko możliwy, ale także – że rozprzestrzenia się lawinowo. Włochy nie są odosobnionym przypadkiem. W dziesiątkach miast – od Irlandii po Grecję, od Meksyku po Stambuł i Bangkok – w ostatnich dniach zorganizowano marsze i blokady w solidarności z Gazą. 26 września w Berlinie odbyła się masowa demonstracja przeciwko represjom, którymi przez ostatnie dwa lata próbowano uciszyć protesty sprzeciwiające się ludobójstwu w Palestynie – stygmatyzując je jako antysemickie, a jednocześnie prowadząc systematyczne prześladowania arabskich migrantów. Merz – poza tym, że ogłosił powrót do zbrojeń oraz przywrócenie potęgi niemieckiej armii – dołączył także do chóru europejskich liderów twierdzących, że system opieki społecznej „nie może być już finansowany” i że konieczne są cięcia.
2 października we Francji odbył się trzeci od początku września strajk generalny, przeciwko kontynuacji polityki zaciskania pasa ogłoszonej w nowej ustawy budżetowej, która sprawiła, że francuskie społeczeństwo zmobilizowało się na ulicach pod hasłem „blokujemy wszystko”. Rząd stwierdził, że środki te są konieczne, by poradzić sobie ze wzrostem długu publicznego, który zwiększył się z powodu ogromnych ulg podatkowych dla przedsiębiorców, stanowiących jeden z filarów makronizmu. Ataki na pracowników dotyczą nie tylko warunków pracy – np. skrócenia urlopu o dwa dni rocznie bez jakiejkolwiek rekompensaty – ale także wynagrodzeń i reprodukcji społecznej: rząd zaproponował bowiem podwojenie udziału pacjentów w kosztach leków i redukcję dziesiątek tysięcy miejsc pracy w służbie zdrowia. Wywołało to oburzenie pracowników szpitali, którzy masowo wzięli udział w niedawnych strajkach wraz z pracownikami transportu, sektora publicznego i przemysłu.
W Grecji 1 października odbył się strajk generalny przeciwko ustawie wydłużającej legalny dzień pracy do 13 godzin i podnoszącej wiek emerytalny do 74 lat. Przy jednym z najniższych poziomów płac w UE greccy pracownicy często muszą pracować na dwa lub trzy etaty, aby się utrzymać. Rząd miał czelność twierdzić, że dzięki tej „ustawie o 13 godzinach” ludzie będą mogli mieć więcej niż jedną pracę! Zamiast mu dziękować, ludzie masowo przystąpili do strajku i sparaliżowali całe państwo. W Maroku protesty ogarnęły kraj po tym, jak osiem kobiet zmarło podczas porodu – w systemie opieki zdrowotnej coraz bardziej dotkniętym niedoborem personelu i niedofinansowaniem.
Wcześniej w tym roku pracownicy niemieckiej fabryki kominów Jeremias w Gnieźnie przeprowadzili 42-dniowy strajk, domagając się m.in. podwyżek dla wszystkich zatrudnionych. Był to najdłuższy strajk w historii III RP i zyskał ogromne poparcie społeczne oraz wsparcie oddolnych organizacji z całego kraju. Dużym utrudnieniem dla strajku był fakt, że w Jeremiasie – jak obecnie i w wielu innych firmach – szefostwo stosuje strategię z repertuaru union-busting’u, polegającą na zatrudnianiu jak największego odsetka pracowników na umowach tymczasowych. Tacy pracownicy są zmuszani do całkowitego posłuszeństwa przez stale obecną groźbę nieprzedłużenia ich umów, która skutecznie zniechęca ich do wstępowania do związków czy udziału w strajkach. A że większość pracowników tymczasowych Jeremiasa stanowią Ukraińcy, szefostwo czerpie korzyści z wykorzystywania nie tylko ich prekarnej imigranckiej pozycji, lecz także z faktu, że są uchodźcami wojennymi – dla których jedyną alternatywą wobec akceptacji fatalnych warunków pracy jest często powrót do kraju ogarniętego wojną i ryzyko wysłania na front. Strach przed wojną jest smyczą, na której pracodawcy chętnie trzymają swoich pracowników i której używają do osiągania własnych korzyści.
Właśnie aby strach ten przełamać, po Europie rozprzestrzenia się strajk: przeciwko ludobójstwu w Palestynie, przeciwko cięciom wydatków publicznych przy jednoczesnym finansowaniu zbrojeń, przeciwko przekonaniu, że musimy się poświęcać, bo wojna jest nieunikniona, że „mogłoby być gorzej”, że trzeba się podporządkować, gdy ludzie są głodzeni, a migranci zabijani i wyzyskiwani. Strajk trwa, zmuszając związki zawodowe i inne organizacje, by usłyszały to powszechne wołanie, by dostrzegły mnogość przejawów tego samego pragnienia, pragnienia innej przyszłości. Strajk jest w ruchu, przybierając różne formy i rytmy w różnych krajach. Z wnętrza strajku musimy dziś bardziej niż kiedykolwiek umacniać i konsolidować komunikację ponad granicami państw i struktur związkowych. Strajk postępuje — teraz musimy go tylko nasilać, by się rozrastał, by trwał, by położył kres wojnie, teraźniejszej i przyszłej.
tłumaczenie: Sonia Burdyna
